- Czy... czy... czy nadal masz... lekcje, kuzynko? - zająk¬nęła się Diana.
- W rzeczy samej, codziennie rano - odparła Arabella z grymasem. - Ale teraz, kiedy przyjechaliście, być może ciocia Helena zgodzi się je zawiesić. - Och, to szkoda - rzekła ze smutkiem dziewczyna. - Dlaczego? - zdumiała się Arabella. - Ja... miałam nadzieję przyłączyć się... Arabella popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Ona chce się uczyć? Zerknęła na Clemency, która akurat starała się podtrzymać jednostronną konwersację z Adelą. - Panno Stoneham! Dziewczyna odwróciła się w jej stronę. - Kuzynka Diana chciałaby uczestniczyć w naszych lek¬cjach. Skoro mamy gości, czy naprawdę musimy je odbywać? - Naturalnie - odparła Clemency. - To tylko poranne zajęcia. Oczywiście, panna Diana będzie również mile widziana, jeśli zgodzi się na to jej mama. - Och, bardzo dziękuję, panno Stoneham! - Twarz Diany ponownie się rozpromieniła. - Ale po co właściwie chcesz to robić? - zapytała ją Arabella z ciekawością. - Ja... nie potrafię się zachowywać w towarzystwie - odpowiedziała szeptem Diana, przebierając znów palcami w fałdach sukni. - Boję się, że powiem coś nie tak. - Popatrzyła błagalnie na kuzynkę. - Ty jesteś taka piękna i pełna wigoru, i pewnie nawet nie wiesz, o czym mówię. - To czysty egoizm myśleć w towarzystwie tylko o sobie wtrąciła zgryźliwie Adela, która usłyszała koniec ich rozmowy. - Gdybyś bardziej dbała o innych niż o siebie, nie byłabyś tak potwornie wstydliwa. Diana zamilkła, zdruzgotana krytyką siostry. Arabella za to rzuciła drugiej kuzynce zawzięte spojrzenie i nie zważając na to, że ta wyjęła właśnie mały modlitewnik i zatopiła się w lekturze, krzyknęła: - Co za okropnie bezduszne stwierdzenie! Adela zignorowała ją, udając że tego nie słyszy. Lady Helena i lady Fabian siedziały na kanapie i roz¬mawiały, a między nimi leżała suczka Muffin. - Heleno, cieszę się, że do mnie napisałaś. Nie wiem, dlaczego nie pomyślałam wcześniej o przywiezieniu dziew¬cząt. Chyba sądziłam, że Arabella jest dużo młodsza! Ale to szczęśliwe zrządzenie Opatrzności. Muszę ci powiedzieć, że miałam poważne obawy, jeśli idzie o Dianę. Nie lubię jej nigdzie zabierać, nie potrafi się znaleźć w towarzystwie, zazwyczaj milczy i tylko wpatruje się w podłogę z czerwoną twarzą. - Muszę cię ostrzec, Mario, Arabella bywa czasami trudna do opanowania i samowolna, ciężko ją kontrolować. - Tak, ale przynajmniej nie nabiera wody w usta! - Zaiste, jest raczej odwrotnie. - Wolałabym już mieć córkę nazbyt żywą, niż taką, która nie potrafi wydukać ani słowa - westchnęła lady Fabian. - Jestem pewna, że droga Arabella zajmie się Dianą i doda jej trochę pewności siebie. Cieszę się, że się poznały. a Lady Helena wspomniała ostatnią eskapadę bratanicy i zacisnęła dłonie. Miała nadzieję, że nie zajdzie nic, co zmieni zdanie lady Fabian. Kiedy Clemency kładła się wieczorem do łóżka, z zado¬woleniem przypomniała sobie wydarzenia minionego dnia. To, że udało się bez trudu rozlokować Fabianów, mogła zawdzięczać głównie sobie i sprawiło jej to wielką radość. Poza Adelą, wydają się bardzo miłymi ludźmi. Nie martwiło jej nawet krępujące zachowanie Gilesa, a lord Fabian okazał się prawdziwym dżentelmenem. Nie musi się obawiać, że któryś z nich zachowa się jak jej fikcyjny były pracodawca. Poza tym pokładała wielkie nadzieje w Dianie, wierzyła bowiem, że będzie miała pozytywny wpływ na Arabellę, która jako najmłodsze i najbardziej rozpieszczone dziecko wymaga innego niż dotąd traktowania. Gdy zajmie się Dianą, osobą potrzebującą jej opieki i czułości, sama zapewne zmieni się na lepsze. Z rzeczy bardziej praktycznych, znalazła zapasowy mate¬rac, o wiele wygodniejszy niż poprzedni. Wyciągnęła go spod jednego z łóżek i bez wahania przeniosła do swojego pokoju. Poprzedniej nocy przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, i miała nadzieję, że teraz będzie lepiej. Gdy czesała i zaplatała na noc włosy, przyznała w duchu, że niepokoi ją jedno, a mianowicie markiz. Zdawała sobie sprawę, że jest on mężczyzną nieprzeciętnym i atrakcyjnym, a oskarżenia pod jego adresem nie do końca wymazały z jej pamięci spotkanie w Richmond. Obiecała sobie, że postara się jak najbardziej schodzić mu z oczu. Dzięki Bogu, że poranki przyjdzie jej spędzać przy nauce - powinna być za to wdzięczna Dianie. Musi sobie tylko znaleźć jakieś zajęcie na popołudnia, być może wyręczać lady Helenę przy kąpaniu i szczotkowaniu psów albo wyprowadzaniu ich na spacery. W każdym razie, gdy przyjadą Baverstockowie, nie będzie Już tak bardzo potrzebna. Nie zapomniała jeszcze ani pogardliwego wyrazu twarzy Oriany, ani tego, jak pan Baverstock z lekceważeniem rzucił jej monetę. Teraz jednak była dobrej myśli - nie sądziła, że będzie się musiała nimi przejmować. Niestety, bardzo przeliczyła się w tej kwestii. Baverstockowie zjawili się następnego dnia około czwartej po południu. Na odgłos nadjeżdżającego powozu Lysander przerwał rozmowę z Frome’em i wyszedł im żwawo na spotkanie. Gdy stangret zajechał przed dom, Timson uchylił potężne dębowe drzwi i pobiegł do powozu, by otworzyć drzwiczki i opuścić stopnie. Pierwsza wysiadła Oriana. Po władczym spojrzeniu, jakim obrzuciła dwór, służący od razu poznał, że być może ma przed sobą przyszłą panią. Podobnym wzrokiem dama zmierzyła markiza. Pani Marlow czekała już w hallu, by przywitać się z nowo przybyłymi - podobnie jak Timson wyczuwała przyszłą panią domu. Gospodyni poprosiła jedną ze służących, aby zaprowa¬dziła na dół pokojówkę i kamerdynera państwa Baverstocków. Spostrzegła natychmiast, że panna Baverstock należy do osób, które zupełnie lekceważą służbę - z pewnością nie jest hojna, jeśli chodzi o prezenty, prawdopodobnie też będzie bardzo wybredna. Dlatego z drżeniem serca poprowadzi¬ła rodzeństwo po starych dębowych schodach, na których leżał wytarty chodnik. Wkrótce doszli do południowego skrzydła, gdzie razem z Clemency postanowiły umieścić Baverstocków. Dziewczęta z wioski spędziły w pokojach cały ranek, myjąc i pastując meble, a Clemency ustawiła na stolikach gustowne bukiety kwiatów. Mimo to pani Marlow zdawała sobie sprawę, że sypialnie są zaniedbane, a meble wyglądają zdecydowanie staromodnie. Wyraz niesmaku, z jakim Oriana rozglądała się po pokoju spowodował, że pani Marlow poczuła się w obowiązku przeprosić ją za niedogodności. Oriana niecierpliwie wysłuchała gospodyni i pomyślała, że pierwszą rzeczą, jaką uczyni, gdy zostanie parną Candover Court, to pozbycie się starej, nieudolnej służby. - Proszę przysłać tu Elizę - powiedziała krótko. - Muszę dzielić pokój ze służącą lady Fabian, panno Oriano - to były pierwsze słowa, jakie usłyszała od swojej pokojówki. - Nie jestem do tego przyzwyczajona - narzekała dziewczyna. - Pokój jest prawie ogołocony z mebli i czuć w nim myszy, a w oknach nie ma nawet zasłon! Oriana wzruszyła ramionami; te służące, wiecznie narzekają! - Musisz mnie uczesać, zanim spotkam się z lady Heleną - powiedziała. Zdecydowała, że na wieczór włoży suknię z atłasu w kolorze herbacianym. Będzie doskonale kontra¬stowała z ciemnymi strojami osób w żałobie. Tak naprawdę nie chodziło jej o lady Helenę. Spotkała ją kilka razy w Londynie i wiedziała, że ta dama nie zwróci żadnej uwagi na jej strój i fryzurę. Bardziej miała na względzie pozostałych, nie znanych jej jeszcze gości, szczególnie Adelę, o której wiele słyszała, i młodego Gilesa Fabiana. Oriana lubiła mieć pewność, że przyćmi w towarzystwie każdą inną pannę i zrobi wrażenie na mężczyznach. W salonie zastała tylko obie matrony i Adelę. Wystarczył jeden rzut oka na pannę i Oriana uspokoiła się. Lysander z pewnością nie zechce spojrzeć na taką nudną, wykrochmaloną dziewicę! Nieco później z ogrodu powrócił Giles z Dianą i Arabellą, a Oriana poczuła na ich widok zarówno ulgę, jak i zawód. Stwierdziła, że Diana, podobnie jak Adela, nie dorasta jej do Pięt, Giles zaś jest, niestety, zbyt młody, by docenić urok kobiety. Należało jednak zająć się Arabellą - może mieć zgubny wpływ na brata. Była zupełnie nie przygotowana na wejście Clemency. Dziewczyna przebywała dotąd wraz z pozostałymi w ogrodzie i zbierała maliny. Miała na sobie starą sukienkę, tę samą, w której przyjechała do ciotki na wozie wuja Sally, nie przejmowała się więc, że krzaki plamią ją i wyciągają nitki z materiału. Nie wypadało jednak zjawić się w tym stroju w salonie, toteż poszła się przebrać do swojego pokoju. Zeszła do gości, gdy podawano herbatę, ubrana w suknię z białego, delikatnie nakrapianego muślinu, ozdo¬bioną gustownym kołnierzem i stanikiem obszytym czarną aksamitką. Wrażenie, jakie wywarła na Baverstockach, było piorunu¬jące. Mark, który właśnie wyglądał posępnie przez okno i zastanawiał się, co za diabeł podkusił go do przyjazdu tutaj, stanął jak wryty. Jeszcze bardziej ucieszył się, gdy usłyszał, że panna Stoneham jest guwernantką Arabelli. Co za smaczny kąsek, pomyślał. Jej pozycja w tym domu może tylko ułatwić sprawę. Przynajmniej nie musi się martwić, że będzie go ścigał jakiś zhańbiony ojciec. - Miło panią poznać, panno Stoneham - przywitał się i znacząco uścisnął jej dłoń. Z przyjemnością ujrzał, że dziewczyna się zarumieniła. Rozbawiony zerknął na siostrę - wyraźnie wyglądała na zgaszoną. Biedna siostrzyczka, miała nadzieję na wolną drogę. Zastanowił się, jakie zamiary może mieć Lysander. Nic o tym nie mówił, pokazując Markowi pokój, wspominał jedynie o możliwości pójścia na ryby, więc chyba nie jest zainteresowany tym pięknym kwiatuszkiem. Tym lepiej, nie lubi kłusować na terenie przyjaciół. Oriana wyciągnęła niedbale dwa palce w stronę Clemency, po czym natychmiast powróciła do rozmowy z Adelą. Guwernantka, pomyślała. Ha! A może jest kochanką Lysandra? No cóż, ona, Oriana Baverstock, już wkrótce pokaże tej pannie, gdzie jej miejsce. W tym momencie Clemency wstała, by podać lady Fabian filiżankę herbaty, i Oriana spostrzegła z oburzeniem, że dziewczyna nosi jedwabne pończochy. Jedwab dla guwernantki! Ma się rozumieć, jeśli w ogóle jest guwernantką. Lady Helena mogła dać się oszukać i wpuścić taką kobietę za próg, ale ona nie ma wątpliwości co do prawdziwego zawodu i pro¬weniencji tej panny. Mark również zauważył pończochy. Zbyt dużo naznosił ich w prezencie przeróżnym aktorkom, by na pierwszy rzut oka nie rozpoznać charakterystycznego, jedwabistego połys¬ku. A więc panna Stoneham nie jest aż tak poważną nauczycielką, jak mogło by się wydawać. Zapewne inni kochankowie zapłacili za te kosztowne fatałaszki. Tym lepiej, dotarcie do niej będzie łatwiejsze.