Mały Książę machnął kilka razy ręką przed Motylem i skutecznie go wypłoszył. Odleciał i już więcej się nie

  • Martyna

Mały Książę machnął kilka razy ręką przed Motylem i skutecznie go wypłoszył. Odleciał i już więcej się nie

11 April 2021 by Martyna

pojawił. - Przepraszam... - powiedziała cicho zawstydzona Róża. - Nie przepraszaj. On wcale nie był tobą naprawdę zachwycony. Udawał tylko zachwyt. Motyle nie umieją się zachwycać... Widząc ogromne zawstydzenie Róży, Mały Książę pochylił się i złożył na jej płatkach długi delikatny pocałunek. Później cicho odszedł na bok i bardzo dokładnie sprawdził, czy gdzieś na planecie nie znajdują się jakieś gąsienice. Kiedy podszedł do Róży, by ją przykryć na noc kloszem, wydała mu się wyjątkowo piękna. I wyjątkowo mu bliska. Chciał jej to okazać, ale nie wiedział jak. Pochylił się więc, by pocałować ją na dobranoc, kiedy nieoczekiwanie usłyszał: - Motyle nie umieją troszczyć się o kwiaty, nie umieją podlewać róż ani przykryć kloszem... Cieszę się, że mam ciebie... Tego wieczoru więcej nie rozmawiali. Razem podziwiali w milczeniu zachód słońca... Następnego ranka Róża krócej niż zwykle zajmowała się sobą. Widać było, że bardzo pragnie coś powiedzieć, lecz wciąż się czuje zawstydzona. Poza tym zjawiły się wędrowne ptaki. Rejestracja samochodu z zagranicy Przylot wędrownych ptaków na planetę Małego Księcia nie był czymś wyjątkowym. Ale też nie były to jakieś regularne odwiedziny. Niekiedy zjawiały się rzadko, a czasem bardzo często składały swą przelotną, niezapowiedzianą wizytę. To dzięki ich przemocy Mały Książę opuścił kiedyś Różę i gościł na planecie Króla, Próżnego, Pijaka, Bankiera, Latarnika, Geografa oraz na Ziemi. Ptaki przylatywały nie wiadomo skąd, a potem odlatywały w sobie tylko wiadomym kierunku i celu. Ich życie było nieustanną wędrówką. Mały Książę lubił te odwiedziny i zawsze go one cieszyły. Nalewał wówczas wody do wygasłego wulkanu, aby easy to get unitedfinances small 500 dollar loan provided by trusted online lenders and legit company ptaki mogły odpocząć i ugasić pragnienie. - Bycie ptakiem jest dla ptaka z pewnością czymś zwykłym, ale dla mnie jest czymś niezwykłym - powiedział kiedyś Mały Książę do Róży. - Czy dlatego czasem nie chce być sobą i pragnie się być kimś innym? Róża jednak nie odpowiedziała. Była zbyt przejęta obawą, że któryś z ptaków mogłyby trzepotem skrzydeł zburzyć jej jakże staranne ułożenie płatków. Podczas odwiedzin ptaków Róża najbardziej lubiła, kiedy zrywały się do odlotu, by odfrunąć w przestworza. Róża była zbyt dumna, by zdradzić, iż obawia się, że ptaki znowu mogłyby zabrać ze sobą Małego Księcia. Dobrze pamiętała ból rozłąki, jakiego niedawno doświadczyła. Podziwiała jednak w Małym Księciu troskliwość, z jaką zajmował się zmęczonymi lub rannymi ptakami. Kiedy odleciały, Róża zamyśliła się na głos: - Cieszę się, że jestem różą a nie ptakiem... - Ja też się z tego cieszę - szybko i bardzo ciepło dodał Mały Książę. - Innego dnia Mały Książę rozważał na głos: - Dlaczego dorośli często bywają bardzo dziwni i śmieszni? I dlaczego nie potrafią zrozumieć wielu prostych rzeczy? Róża wsłuchiwała się w rozmyślania Małego Księcia, ale nic nie mówiła. - Może niektórzy dorośli nigdy nie byli dziećmi? - zastanawiał się w dalszym ciągu Mały Książę. - Bo chyba nie można naprawdę być dorosłym, jeżeli naprawdę nie było się dzieckiem... Na prośbę Róży Mały Książę opowiedział bardzo dokładnie o wszystkim, co widział i słyszał na planecie Króla, Próżnego, Pijaka, Bankiera, a także Geografa. - Na szczęście są też prawdziwi dorośli, którzy byli prawdziwymi dziećmi - dodał jeszcze i opowiedział o swoim spotkaniu z Latarnikiem oraz z pewnym pilotem na Ziemi, który na pustyni podarował mu pięknego baranka. Podczas opowiadania o przeżyciach na planecie Próżnego - Róża chciała o coś zapytać. Zawahała się jednak i po Warsztaty praca z ciałem poznaj samego siebie krótkim zastanowieniu zrezygnowała z zadania swego pytania. Zaintrygowała ją natomiast opowieść o Pijaku. - On chyba tak naprawdę nie wstydzi się tego, że pije. - Nie? Więc czego się wstydzi? - spytał zaintrygowany Mały Książę. - Sądzę, iż najbardziej wstydzi się tego, że nie ma przyjaciela i sam nie umie być przyjacielem. Nawet dla samego siebie... Myślę, że oni wszyscy - Król, Próżny, Pijak i Bankier - nie mają przyjaciół i nie umieją być przyjaciółmi dla kogokolwiek. Dlatego wciąż myślą o sobie. Ciekawe, co by ci odpowiedzieli, gdybyś każdego z nich zapytał: "Czy chciałbyś i umiałbyś być przyjacielem?" Nie chcesz ich o to zapytać? - Chciałbym, ale to długa podróż. Nie wiem, kiedy przylecą wędrowne ptaki... - Mały Książę był zaskoczony propozycją, ale pomysł Róży bardzo mu się spodobał. - Mógłbyś wybrać się ze mną w tę podróż, tak jak na planetę Szczęśliwego Imienia. Wystarczy, że pochylisz się

Posted in: Bez kategorii Tagged: holoubek syn, biżuteria na lato, krasz,

Najczęściej czytane:

13

Brigu McKenziem są prawdziwe. Cassidy, która z ręcznikiem i radiem szła na basen ścieżką za różaną altanką, omal nie upadła, gdy dotarły do niej słowa siostry. Zdołała jednak złapać równowagę. Przystanęła, żeby Angie i Felicity nie zauważyły jej. Jakie plotki? Wyglądało na to, że na temat Briga McKenziego codziennie pojawia się nowa. Felicity zaśmiała się złośliwie. - Lepiej, żeby były tego warte, bo jak twój tata dowie się, że masz zamiar uwieść jego pracownika... - Ej, chwileczkę. Źle mnie zrozumiałaś. To on mnie uwiedzie. Tylko jeszcze o tym nie wie. - A czego się spodziewasz? Ma mięśnie, ale nie ma szarych komórek. Cassidy nie mogła uwierzyć. O czym ta Angie myśli? Czy ona naprawdę ma zamiar to zrobić? Z Brigiem? Zrobiło jej się niedobrze, ale nie dlatego, że Brig był robotnikiem ojca. Dlatego, że ktoś chciał się nim zabawić, a on o tym nie wiedział. Może niepotrzebnie się przejmuje. Przecież był dla niej niemiły. Jednak myśl o tym, że on i Angie całują się, dotykają i czulą do siebie, przyprawiła ją o mdłości. - Kiedy? - spytała Felicity, pochylając się bardziej. - Niedługo. Felicity uśmiechnęła się chytrze. - Nie domyśli się, co go czeka. Cassidy wystarczyło to, co usłyszała. Głośno kaszląc, przeszła przez altankę. Miała wrażenie, że jej bose stopy łomoczą o kafelki. Rozmowa ucichła. Angie i Felicity wymieniły znaczące spojrzenia. - Czemu się tutaj kręcisz? - Angie uniosła szklankę i z niezadowoleniem spojrzała na roztapiające się kostki lodu. - A jak myślisz? Chciałam popływać. - Nie sądzisz, że najpierw powinnaś wziąć prysznic? - Angie lekko zmarszczyła nos, patrząc na brudną skórę siostry. - Nie. - Cassidy nie miała zamiaru dać się wciągnąć w kłótnię. Przynajmniej nie teraz, gdy w uszach pobrzmiewały jej słowa Angie. Felicity zmierzyła wzrokiem obcięte, postrzępione na brzegach dżinsy Cassidy, smugi kurzu na nogach, bluzkę w czerwono-białe pasy, która rozchylała się ukazując kostium kąpielowy. Cassidy omal nie spłonęła rumieńcem. Natura nie obdarzyła jej tak hojnie jak obie dziewczyny. Od paru lat czekała, aż urosną jej piersi. Zaczęły się wprawdzie zaokrąglać, ale nic więcej. - Uważaj - ostrzegła ją Felicity. - Stary biedny Willie się tutaj kręci, żeby sobie za darmo popatrzeć. - Mówiłam ci, że jest niegroźny. - Angie zamieszała napój. Felicity przewróciła oczami. - Jest dorosłym mężczyzną z mózgiem dziesięciolatka. Wątpię, czy to niegroźne. Cassidy nie martwiła się Williem. Zdjęła bluzkę i dżinsy, związała włosy w koński ogon i wskoczyła do wody. Nigdy nie lubiła Felicity Caldwell i nie rozumiała, co Angie widzi w tym rudzielcu. Felicity nie dorównywała Angie urodą, ale była córką sędziego Caldwella, dobrego przyjaciela ich ojca. Rex i Sędzia - któremu naprawdę było na imię Ira, ale wszyscy nazywali go Sędzią, razem grywali w golfa, razem polowali i razem pili. Znali się od zawsze, więc ich córki wychowywały się razem. W dodatku Felicity zakochała się w Derricku i świata poza nim nie widziała. Cassidy wynurzyła się z wody, otrząsnęła włosy i zaczęła pływać. Felicity i Angie już nie było. Poszły pewnie porozmawiać na osobności o swoich sprawach. Cóż. Cassidy nie chciała już myśleć o Brigu i Angie i o tym, co będą robili, jeśli siostra dopnie swego. A co mogłoby ją powstrzymać? Nic. O Brigu McKenziem krążyły legendy. Sama Cassidy słyszała parę. Jeśli wierzyć plotkom z miasta, Brig McKenzie wygrzał więcej łóżek niż wszystkie koce w Prosperity razem wzięte. Cassidy nie wiedziała, ile w tym jest prawdy. Sama jednak zauważyła, że Brig jest zniewalający, męski i wyniosły. Słyszała, że jest niebezpieczny, a jego mroczna przeszłość jakby to potwierdzała. Niektórym znudzonym kobietom imponowały pieniądze, inne szukały odrobiny dzikiej namiętności. Cassidy miała wrażenie, że Brig McKenzie świetnie nadawał się do tej roli. Przeszły ją dreszcze, które nie miały nic wspólnego z temperaturą. Zła na siebie, zaczęła mocniej uderzać wodę rękami. Przepływała każdą długość basenu tak, jakby chciała pobić rekord. W końcu dotknęła brzegu i na wpół wynurzyła się z wody, usiłując złapać oddech. Wtedy go zobaczyła. Na krawędzi kamiennego kwietnika, z którego wyłaniała się głęboka czerwień i biel petunii, siedział Brig. Kolorowe kwiaty mocno odcinały się na tle jego brudnej, opalonej skóry i twardych mięśni. Przyglądał się jej uważnie. Po wielu godzinach pracy jego ubranie było brudne. Miał na sobie dżinsy i koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi guzikami. Chciała zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Ukryć się przed drwiącymi błękitnymi oczami. - Pomyślałem, że może chcesz wiedzieć, jak tam twój koń - rzucił. Jęknęła cicho. Serce łomotało jej jak oszalałe, ale wyszła z basenu z taką godnością, na jaką mogła się zdobyć. Stanęła przed nim, ociekająca wodą. 14 - Daj mi się najpierw wytrzeć. Wzruszył ramionami i patrzył jak dziewczyna idzie na koniec basenu. Wytarła się, założyła bluzkę, przewiązała tasiemki pod drobnymi piersiami i włożyła brudne dżinsy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że Cassidy dumnie zadziera głowę, jakby miała do czynienia z wrogiem. Zastanawiał się, czy o nim słyszała, ale doszedł do wniosku, że nic go to nie obchodzi. Czekał, aż się odwróci. Miała niesamowicie długie nogi i była wyższa od swojej siostry, która z kolei miała bardziej kobiece kształty. Wyglądała dumnie jak paw, który nie ma zamiaru ustąpić. - Ujeździłeś konia? - spytała, podchodząc do niego. Zmęczyła się pływaniem i miała zarumienioną od wysiłku twarz. Piegi, które zdobiły jej nos, teraz były prawie niewidoczne. Zamykała duże oczy koloru złotej whisky, żeby strząsnąć z rzęs krople wody. - Niezupełnie. Trzeba się przy nim nieźle naharować. - Przecież mija tydzień... - Pięć dni - poprawił ją Brig. - Zajmie mi to o wiele więcej. - Dlaczego? Nie wiesz, jak go złamać? Przyglądała się, jak jego zarośniętą twarz leniwie wykrzywia sarkastyczny uśmiech. - Nieraz potrzeba czasu. - Przeszył ją wzrokiem. - Nie można się śpieszyć, jeżeli chce się coś zrobić dobrze. Ścisnęło ją w żołądku. Oczami wyobraźni zobaczyła Briga niespiesznie kochającego się z Angie, która się wiła, rozpaczliwie go pragnąc. Cassidy z trudem przełknęła ślinę, a potem odkaszlnęła. - Wydaje mi się, że wiesz, co robisz... - Wiem. - Więc możesz zrobić to szybciej. - A goni mnie coś? - Odchylił się nieco do tyłu i zmrużył oczy. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. - Lato... Lato się prawie kończy. Chcę spędzić tyle czasu... - Mówiła jak rozkapryszona, zepsuta, bogata dziewczyna, która nie może się doczekać, żeby postawić na swoim. - Po prostu chciałabym pojeździć, to wszystko. - Przecież twój ojciec ma inne konie. Całe mnóstwo. - Ale ten jest wyjątkowy. - Dlaczego? Znowu poczuła się jak głupia smarkula, ale nie było sensu go okłamywać. Podejrzewała, że chłopak rozpozna, że kłamie. - Tata wiedział, że szaleję za końmi i chciał mi jednego podarować. Wyjątkowego. Więc pozwolił mi wybrać klacz i ogiera na jego rodziców. To był prezent na moje trzynaste urodziny. Brig prychnął i pokiwał głową, jakby nie był w stanie zrozumieć bogatych ludzi. - Wybrałam najmądrzejszą klacz i najdzikszego ogiera. - Więc to wszystko tłumaczy. - Rzucił jej drwiące spojrzenie i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. - Nie mów mi, że stary pozwolił ci patrzeć, jak konie biorą się do roboty. - To nic wielkiego - skłamała. Przypomniała sobie, jak podniecony ogier, czując zapach klaczy w rui, staranował swój boks, ugryzł ją w kark i wspiął się na nią. To był dziki, zwierzęcy, brutalny seks. Cassidy odkaszlnęła. - Hodujemy tu konie. Cały czas się to dzieje. - I ty się przyglądasz? - Zapalił papierosa i wypuścił dym. - Czasami. - Jezu! - Zaciągnął się, wstał i popatrzył na piaszczystą drogę, która wiła się między drzewami i wokół domu. - Trzymaj się z daleka od Remmingtona jeszcze przez tydzień. Do tego czasu będzie gotów. - Nie chcę, żebyś złamał w nim ducha. - Co? - Brig odwrócił się i kątem ust wypuścił mgiełkę dymu. - Nie zrób z niego potulnego kucyka, dobra? Nie bez powodu wybrałam jego rodziców. Mam to, co chciałam. Więc nie schrzań tego. Nie chcę mieć kuca na pokaz. Usłyszała, że Brig klnie pod nosem. Zniknął za rogiem domu. Sunny McKenzie zamknęła oczy, opuszką palca dotknęła linii wielkiej kobiecej dłoni i lekko zadrżała. Nic nie mogła wyczytać z mięsistych rąk Belvy Cunningham, bo kobieta była ciężko chora. - Po prostu mi powiedz, czy nam się uda. - Belva wyrwała Sunny z zamyślenia. - Muszę wiedzieć, czy w tym roku stado... - Ćśś... - Sunny zmarszczyła czoło, ale nie z powodu stada, którym tak martwiła się Belva. Nie... Czuła coś innego. - Będziesz miała gości... z daleka. Jeden mówi z akcentem. - To Rosie i jej nowy mąż, Juan. Jest Meksykaninem. Ona zawsze była dzika. Nigdy nie umiałam jej poskromić. Poznała Juana w Juarez, związała się z nim i przywiozła go do Stanów. Mieszkają w Los Angeles, ale zamierzają się tu przeprowadzić. - Przywiozą ze sobą kłopoty. - Sunny poczuła chłód na kręgosłupie. - Kłopoty? - Słowo zawisło w powietrzu. - Jakie kłopoty? Och, Boże, chyba nie dziecko... ... [Read more...]

Wzięła głęboki oddech. Cóż, plan był prosty: uwieść własnego

męża. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. -12- an43 ... [Read more...]

firma w kryzysie

ołądku. Ktoś tak mocno ssał piersi Angie, że zostawił ślad na delikatnej skórze. Cassidy poczuła, że krew odpłynęła jej z twarzy. Angie tego nie zauważyła. Pochyliła się i zaczęła dmuchać na paznokcie. Wtedy Cassidy dostrzegła następny siniak, na wewnętrznej stronie uda. Może po prostu się uderzyła? A może ten idealnie okrągły ślad zostawiły wargi Briga, który z dziką pasją ssał skórę Angie? Zebrało jej się na wymioty. - Dzięki wielkie! - rzuciła Angie. Cassidy bez słowa odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju, trzymając się za brzuch. Żałowała, że zobaczyła ślady, które mówiły same za siebie. Ale co z tego, że Angie ma malinki? Przecież umawiała się z tysiącami chłopaków. Tak, ale zeszłej nocy była z Brigiem. Cassidy widziała ją wcześniej, kiedy pływała nago w basenie i wtedy jeszcze nie miała malinek. Wprawdzie było ciemno, ale... O Boże, nie chciała myśleć o tym, że Brig najpierw kochał się z Angie, a potem z nią. To było chore. Pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Idiotka! Zrobiła z siebie idiotkę. Brig musi mieć teraz niezły ubaw. Wydało się, że Cassidy jest w tych sprawach kompletnie zielona. Wystarczyło tylko, że jej dotknął, a zaczęła się wyginać, błagając go w milczeniu, żeby zrobił z nią to, co ogiery robią z klaczami. Zachowywała się jak podniecone zwierzę. Spuściła wodę, a potem pochyliła się nad umywalką i tak mocno szorowała zęby, że pewnie zdrapała z nich trochę szkliwa. Poszła do stajni, ale Briga tam nie było. Na wybiegu pasł się Remmington. Cassidy miała wrażenie, że wszystko jej się tylko przyśniło. Że to jedynie głupia fantazja nastolatki. Postanowiła, że będzie się zachowywać tak, jakby między nią a Brigiem nic się nie zdarzyło. - Wyglądasz, jakby cię przekręcili przez maszynkę. A z bliska, to nawet jakby cię przekręcili dwa razy. - Chase, ubrany w wyblakłe dżinsy, w zniszczonych skórzanych rękawiczkach wysypywał żwir na podjazd, zapełniając nim wyrwy. W kąciku ust miał wykałaczkę. Jego skóra świeciła od potu. Brig zsiadł z motoru. Strzyknęło mu w krzyżu. - I mniej więcej tak się czuję. Bolały go wszystkie mięśnie i stawy. Marzył o butelce zimnego piwa i o tym, żeby walnąć się do łóżka tak jak stoi. Gdyby mógł, spałby całą dobę. Może wtedy pozbyłby się gryzącego poczucia winy wobec Cassidy. Może wtedy przestałby marzyć, że leży nago obok niej i kocha się z nią godzinami, przez całą noc. Cholera, podniecał się na samą myśl o niej. Strużka potu spłynęła mu po kręgosłupie. A co z Angie? Do cholery, co z nią zrobisz? - Upolowałeś coś w nocy? Brig zdobył się na wymuszony uśmiech. - Zbiegłego kuca. Ten uparty osioł Cassidy mnie zrzucił. - Wykrzywił się i wyprostował rękę. - Akurat. - Chase przechylił taczki i wytrząsnął z nich żwir, a potem grabiami wyrównał powierzchnię. - Pomóc ci? - Już kończę. - Jednym słowem, wiem, kiedy przyjść. Chase wsparł się na drążku grabi i podrapał się w brodę. - Wiesz, widziałem dziś w mieście Angie. - Tak? - Tak. - Chase sprawiał wrażenie zamyślonego. Gdzieś zniknęła jego zadziorność. - To straszne, ale muszę przyznać, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. - Podoba ci się dlatego, że ma pieniądze - przypomniał mu Brig. - To jej kolejna zaleta - przyznał Chase. - Ale jej uroda nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. - Uśmiechnął się ponuro, jakby się wstydził tego, że zwraca uwagę na coś więcej niż wszechmocnego dolara. - Boże, chyba nie wiem, co mówię. Zresztą, co tu dużo gadać, jest piękna. - Jeżeli lubisz kłopoty... Oczy Chase’a nie były promienne jak zwykle, ale uśmiechał się szeroko, ukazując równe zęby. - A od kiedy ty nie lubisz? - Kłopoty bywają różne. Ja mówię o takich, które ciągną się za człowiekiem do grobowej deski. Z Angie Buchanan mogą być takie. - Pewnie masz rację, ale zrobiłbym wszystko, żeby była moja. - Pociągnął taczki z powrotem i zaczął przerzucać żwir łopatą. Kamyki uderzały o metalowe dno. Brig wcisnął ręce do dziurawych kieszeni levisów. - Chce, żebym z nią poszedł na przyjęcie do Caldwellów. - Jezu... - Chase zamarł na chwilę, a potem wrócił do pracy. - Pójdziesz? ...

45 - Nie wiem. - Przepuścisz taką okazję? - Chase odstawił łopatę. - Nie możesz, Brig. Musisz pójść. - Dlaczego? - Bo poznasz tam wielu ludzi. Może trafisz na kogoś, kto ci poradzi, jak wyrwać się z tego grajdoła. - Czy w ten sposób powinno się mówić o rodzinnym mieście? - To nie pora na żarty. Pójdziesz na to przyjęcie, Brig. Cholera, sam się staram zdobyć zaproszenie. Gdybym mógł, poszedłbym z Velmą Henderson. Ale ona ma z osiemdziesiąt pięć lat. - Dziewięćdziesiąt. - Co z tego. Mógłbym zabić, żeby się tam dostać. A ciebie zaprasza Angie Buchanan. Cholera, Brig, czy ty masz rozum? - Tym się różnimy, studencie. Widzisz, tobie zależy na tym, żeby piąć się wyżej, bywać w towarzystwie, zarobić kupę pieniędzy. - A tobie nie? Brig sięgnął do kieszeni koszuli i wyciągnął paczkę cameli. Wytrząsnął papierosa, zmrużył oczy i spojrzał na horyzont. - Myślę, że tu jest tak samo jak wszędzie. Gdzieś jest mniej ludzi, gdzieś więcej. Jedni są dobrzy, inni źli. Ale miasto zawsze jest w rękach bogatych, a biedni robią wszystko, żeby związać koniec z końcem. - Zapalił papierosa i wypuścił w powietrze kłąb dymu. - Chciałbym zobaczyć, jak to jest po tej drugiej stronie. - Chase zaczął wyrównywać żwir grabiami. - Pewnie, że ciężko się zgina plecy, gdy się dla kogoś pracuje. - Zmarszczył lekko czoło i wyjął wykałaczkę. - A nie masz dosyć tego, że znają cię jako syna półkrwi Indianki, wróżki? - Jakoś mnie to nie martwi. - A powinno, Brig, bo z nią jest coraz gorzej. Dzisiaj, zanim wyszła do miasta, miała klientkę. Mamę zaczęła boleć głowa. A potem miała jedną z tych swoich wizji, czy jak tam je nazywasz. Matka była przekonana, że wszystko się dzieje naprawdę, bo obraz był tak realny. Mówiła, że tobie i mnie grozi niebezpieczeństwo. - Zawsze tak mówi. - Wiem. - Spojrzał na Briga z powagą w oczach. - Ale z nią jest źle. Mało nie dostała histerii. Jakby była na LSD albo opium, albo jakimś innym gównie. Mówię ci, Brig, ona czasami zachowuje się jak nie z tego świata. Pojechała po coś do miasta, cholera wie, po co. Pędziła jak szalona. Nie widziałem jej od tamtej pory. - Daj jej spokój. - Myślę, że powinna pójść do szpitala. - Co?! - Brig zaciągnął się camelem. Stary metalowy szyld zaskrzypiał na wietrze. „Przepowiednie. Wróżenie z ręki. Tarot”. - Wiele przeszła. Przecież wiesz. Nigdy nie było z nią dobrze, ale odkąd straciła Buddy’ego... - To było wiele lat temu... - Ale pamiętam to tak, jakby wydarzyło się wczoraj. Widzę, jak Buddy wpada do strumienia i krzyczy, a ja nie mogę go wyciągnąć. - Chase zrobił się blady jak ściana. Patrzył gdzieś w dal, jak zawsze, kiedy myślał o bracie, którego Brig nie znał. Był tylko dwa lata młodszy od Chase’a. - Ciągle się obwiniasz. - Nic nie mogę na to poradzić. - Chase chwycił łopatę i wbił ją w mniejszą już kupę żwiru. Przez lata próbował wymazać to z pamięci, ale koszmar nie przestawał go dręczyć. Dopadał go w snach, a czasem i na jawie, w środku dnia. - Miałeś tylko pięć lat, nie umiałeś pływać. - Nie mówmy o tym - burknął Chase. Brig strząsnął popiół z papierosa na świeżo wysypany żwir. - Napiłbym się piwa. Chcesz? - Później. - Chase popchnął taczkę. Usłyszał, że Brig wchodzi po schodach do domu. Nie obwiniaj się. Ile razy słyszał ten wyświechtany frazes? Od matki, nawet od starego, gdy jeszcze z nimi mieszkał. Szkolny psycholog też powtarzał te same puste słowa, ale Chase wiedział, jak było. Chociaż zdarzyło się to prawie dwadzieścia lat temu, nie mógł zapomnieć tego zimnego wiosennego dnia, zupełnie jakby to było wczoraj. Matka była w baraku. Wracała do siebie po urodzeniu Briga. Miała trudne porody. Ten musiał się odbyć przez cesarskie cięcie i trzeba było za niego drogo zapłacić. Był to ostatni poród Sunny. O mało przy nim nie umarła, ale Chase wtedy o tym nie wiedział. Wiedział tylko, że on i Buddy zostali pod opieką ojca. Kiedy Frank McKenzie pracował w tartaku u Buchanana, pilnowały ich jakieś kostyczne kobiety z kościoła. Uśmiechały się do niego promiennie, ale gdy myślały, że nie słyszy, plotkowały przez telefon i gadały jak nakręcone. O tym, że Jezus jest dobry i że Bóg jest mściwy. Chase miał tylko pięć lat, ale wspomnienie tego dnia zawsze budziło w nim grozę. Sunny wróciła ze szpitala, ale była słaba. Wiele lat później Chase dowiedział się, że wypuścili ją za wcześnie, bo nie mogła zapłacić rachunków za lekarstwa. Gdy wróciła do domu, nie chciała korzystać z pomocy kobiet z kościoła. - Dziękuję bardzo, ale jakoś sobie poradzimy - powiedziała do żony pastora, Earlene Spears, kościstej kobiety o ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.jandan.rzeszow.pl

WordPress Theme by ThemeTaste