Afryki. Jakby tego nie było dość, ośrodki cyklonów
powstawały też w Zatoce, omiatały Jukatan i wyspy Morza Karaibskiego, aż wreszcie uderzały z pełną siłą. Niektóre docierały do Florydy. Rybacy i szyprowie czarterowych łodzi zawsze słuchali uważnie prognoz pogody. Od tego zależało ich życie. A teraz... Teraz morze wyglądało pięknie. Zaczynał się świt. Jorge tak zaplanował powrót. Może się uda. Powtarzał w myślach jak mantrę: płynąć powoli, płynąć powoli. Silnik pracujący na możliwie najniższych obrotach w otaczającej ciszy wydawał się bardzo głośny. Jorge widział, że na przystani zaczął się już ruch. Trochę ludzi, niewielu, tylko prawdziwi rybacy rozpoczynali dzień z pierwszymi promieniami światła. Wszystko wyglądało naturalnie. Lampy rzucały żółte światło. Joe Palumbo wnosił na pokład warzywa. Trochę dalej stała „Lady Havana" Izzy'ego Garcii z zapalonymi światłami. Na swojej łodzi pracował stary O'Connell, tak spalony słońcem, że nie można było określić jego wieku. Nie działo się nic niezwykłego. 237 Dwie godziny tam, dwie z powrotem. Dwie godziny tam. Dwie z... Świt jeszcze nie nadszedł. Dopiero jego zapowiedź. Jorge sterował uważnie, mijał łodzie stojące na kotwicach. Miał zapalone światła i prędkość zgodną z wszelkimi możliwymi przepisami. Zbliżył się już na tyle, że widział twarz O'Connella, który podniósł wzrok i pomachał mu. Jorge zmusił się do uśmiechu, odpowiadając na pozdrowienie uniesieniem ręki. Włączył jałowy bieg. Dobił, zacumował luźno na dziobie. Przeszedł na rufę i zarzucił linę na poler. Potem wyskoczył na keję, żeby skrócić obie cumy. Gdy skończył, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Oblał go zimny pot. Odwrócił się i zobaczył Izzy'ego Garcię. - Cześć, Izzy. - Estupido - powiedział cicho Izzy. - Za to, co robisz, oskarżą mnie. Jorge zesztywniał. - Nie wiem, o co ci chodzi. - Dobrze wiesz. - Izzy, nikt cię nigdy nie oskarżył o moje... zbrodnie. Izzy uniósł ręce. - Jeśli teraz wejdę na twoją łódź, niczego nie znajdę? - Biorąc pod uwagę to, co sam robisz, powinieneś